piątek, 6 lipca 2018

Nowości z Makeup Revolution, ale i nie tylko :))

Hej! 
Witam was przeciepło ze słonecznych Niemiec :D. Jak możecie się zorientować, jestem na zasłużonych oczywiście wakacjach i lenię się jak mogę. Aczkolwiek stwierdziłam, że będzie to również super czas, żeby napisać to i owo. Tym bardziej, że ostatnio MUR wypuściło parę interesujących propozycji. Przy okazji chciałabym wam pokazać wszystkie produkty jakie od nich posiadam, albo przynajmniej większość - mogłam o czymś zapomnieć, ale starałam się gruntownie przetrzepać wszystkie moje kosmetyki ;).



Myślę, że zacznę od nowości, bo to chyba one najbardziej was ciekawią. 



Kupiłam dwa rodzaje mgiełek fiksujących o zapachu zielonej herbaty oraz wanilii z kokosem. Jeszcze ich nie otwierałam, ale zapowiadają się obiecująco. Z tego, co pamiętam jest jeszcze ogórkowa i różana. 



Przepiękne świeżutkie palety oraz cień magnetyczny ♥. Gdy je tylko ujrzałam, to moje serduszko zadrgało. Szczególnie Dragon's Heart zawróciła mi w głowie - ta po prawej. Według mnie jest dość nietypowa, bardzo w moim stylu. Niżej macie ją w pełnej okazałości: 





Może swatche nie są zbyt imponujące, ale na powiekach jest o niebo lepiej, bawiłam się z nią już trochę i jestem zadowolona. Kolory są boskie!



Tutaj natomiast mamy z pozoru klasycznego nudziaczka. Uważam jednak, iż odcienie są świetnie dobrane i wcale nie jest tak sztampowo jakby się mogło wydawać. Mamy tu mieszankę matów z paroma perłami, które idealnie dopełniają całość. Moim zdaniem jest to jedna z ciekawszych tego typu propozycji na rynku. Paleta nosi nazwę po prostu Nudes. Super jest też to, że zaczęli podpisywać cienie na plastiku :).


Tutaj już pigment mamy na nieco wyższym poziomie. Genialna paleta, szczerze warto się nią zainteresować. Myślę, że to będzie hicior, przynajmniej powinien. 



Cień magnetyczny Gold może i wygląda super, ale w opakowaniu, chociaż ono samo jest dość brzydkie, takie proste i na odwal się. Przynajmniej ja tak uważam... Generalnie myślałam, że będzie to inny odcień złota, ten wygląda jakoś dziwnie. Jednak muszę przetestować go na powiece, żeby wyrobić sobie o nim ostateczne zdanie. 

Na zdjęciu ogólnym był jeszcze osławiony Conceal and Define w odcieniu C0 White, czyli całkowicie bielutki. Fajnie, że wyszli z czymś takim, to na pewno rozwiąże problem wielu bladziochów :). 

Teraz przejdziemy do kosmetyków, które już jakiś czas posiadam i używam. No może oprócz korektorów w odcieniach C1 i C2. Wciąż czekają cierpliwie na swą kolej XD. Chciałabym być nimi tak zachwycona jak wszyscy, oby moje "marzenie" się spełniło haha. 



Kolejna rewelacja dla osób z podobnym odcieniem skóry co mój - The One Foundation, czyli biały podkład (shade 1), a właściwie mixer do innych podkładów, które są dla nas zwyczajnie za ciemne. Uważam, że jest to tak genialna rzecz, tak uniwersalna... generalnie każdy, kto boryka się z doborem odcienia fluidu, powinien się w buteleczkę z tym cudem zaopatrzyć. Jest wodnisty, ale moim zdaniem nie zmienia właściwości kosmetyku, z którym go mieszamy. Po prostu tworzy zupełnie nowy kolor i za to go kocham.


Unicorns Heart a Rainbow Highlighter Made by Unicorns był swego czasu mega popularny i wcale się temu nie dziwię, bo sama oszalałam na jego punkcie. Wygląda naprawdę czarująco, jak taka wręcz ozdoba, nie kosmetyk. Z jednej strony może wystraszyć, bo przecież kto normalny używa na co dzień zielonego rozświetlacza. Jednak nie ma się co bać moi drodzy. Kolorowe paseczki delikatnie wymieszane pędzlem dają efekt mocnej perły, ale możemy budować intensywność jak chcemy. Aczkolwiek uważajcie, bo jest to cholernie napigmentowana rzecz - chwila nieuwagi i można przedobrzyć z błyskiem. 



Teraz coś mega pięknego, ale moim zdaniem tak nieudanego, że chyba nie mam już pomysłów jak to nakładać, więc nie nakładam w ogóle. Proszę Państwa, Liquid Highlighter Unicorn Elixir, czyli kolejny hit, którego wielkości akurat nie rozumiem. Gdy mi przyszedł to rozochocona zaczęłam aplikować go na już lekko znoszony makeup. Dobrze, że nie musiałam już nigdzie wychodzić, bo to co mi się zaczęło dziać na policzkach przekroczyło wszystkie moje wyobrażenia XD. Stwierdziłam, że nałożę go sobie szybciutko palcem, żeby sprawdzić efekt... przy każdym muśnięciu opuszka zaczął mi się odklejać cały przypudrowany podkład, ponadto dziwnie mazać i glucić / grudkować. No myślę sobie, rewela haha XD. Byłam w szoku, ale no pomyślałam, że pewnie to przez puder. Okazało się, że wcale nie, bo jak majstrowałam na czystym podkładzie było to samo. Jedynie na zupełnie czystej skórze dało się go jakoś w miarę rozprowadzić, ale to też nie był szczyt moich marzeń. W ogóle rozświetlacz ma paskudny zapach oraz dziwną konsystencję. Koniec końców podoba mi się tylko na dłoni, ech. 





Zostały mi do omówienia jeszcze tylko dwie palety :). 



Może na pierwszy ogień weźmy istną kontrowersję, czyli Maxineczka Beauty Legacy XD. Troszkę mi się śmiać chce z tej całej dramy, która kręci się wokół tego bezbronnego produktu. Wiecie, ja rozumiem krytykę, nawet hejt, ale to wszystko przekracza wszelakie pojęcie. Jeśli nie jesteście zaznajomione z całą sytuacją, to warto pobuszować w sieci, jest z czego śmiechnąć pod nosem, naprawdę.  



Osobiście nie uważam, żeby paleta była jakimś ideałem. Mimo że docelowo miała być "travel friendly", to ja nie wzięłam jej na wyjazd, nawet bym o tym nie pomyślała, bo po prostu parę aspektów mi w niej nie odpowiada. Przede wszystkim rozświetlacz, który dla mnie jest o niebo za bardzo soft oraz gentle, w ogóle nie prezentuje się tak ładnie na moich polikach jak na Maxi w filmach. Muszę się nieźle namachać, żeby cokolwiek z niego wydobyć, a zwyczajnie mi się nie chce męczyć. Róż jakoś nie za bardzo współgra z moim typem urody, albo muszę jeszcze z nim popracować. Ten jest znowuż kosmicznie napigmentowany. Natomiast bronzer mocno mi trafił do gustu, nadaje się do konturowania wyśmienicie i wcale nie jest taki ciepły. Świetnie się rozprowadza i nie robi plam.



Same cienie zaś są porządnej jakości, posiadają mocny pigment, ładnie się blendują oraz bezproblemowo budują.



I ostatnia niech będzie moja pierwsza czekolada z MUR. Zakochałam się w tej piękności, uważam, że jest super uniwersalna, doskonale się z nią pracuje. Uwielbiam, polecam, Golden Bar.



Koniecznie dajcie znać co myślicie o kosmetykach MUR! Czy używacie, czy gardzicie, jestem mega ciekawa waszej opinii :).

Tak off topic, jutro jadę do Berlina, więc mam nadzieję, że uda mi się wypatrzeć coś ciekawego! Chciałabym wpaść do jakiejś Sephory, ale właściwie najbardziej kusi mnie tutejszy Rossmann i jakiś DM XD. Zobaczymy, będę informować! :D

Miłego dzionka, 
Yuki

8 komentarzy:

  1. Mur to fajna marka, owszem nie wszystko jest idealne, ale mam trochę ich kosmetyków i ogólnie jestem bardzo zadowolona :) Moje najnowsze nabytki to czekolady 24k Gold i ta nowe Nudes :D Coś mnie wzięło na neutralne odcienie xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, niektóre produkty są widocznie tandetne, a inne zaś mogą konkurować z jakimiś wysokopółkowymi perełkami XD.

      Usuń
  2. Ta nowa czekoladka z Makeup Revolution mnie kusi ;) Niby takich naturalnych odcieni mam mnóstwo, ale jakoś przyciąga swoim wyglądem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie czułam to samo, gdy ją zobaczyłam, dlatego postanowiłam od razu zamówić :D.

      Usuń
  3. MUR ma wiele fajnych kosmetyków, zwłaszcza godne uwagi są paletki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie są zaskakująco dobre i nie takie drogie :).

      Usuń
  4. Cudownosci paleta Unicorn od MUR bardzo kuszaca :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie wszystko, co Unicornowe jest kuszące :D.

      Usuń